Legniczanie o godz. 17:10 ruszyli z osiedla Piekary na Śnieżkę. Dystans 98 km pokonali w 13 godzin i 40 minut. Warto dodać, że mimo przebiegnięcia trasy Rybiński nie był w pełni przygotowany do wyzwania.
- Niestety, ciągnąca się za mną od końca lutego kontuzja, która tak naprawdę do końca wygoiła się dopiero w ten poniedziałek, nie pozwoliła mi na pełne przygotowanie do wyzwania. Dzisiejsza trasa tylko potwierdziła, że nie jestem w optymalnej formie do rywalizacji, nie to co Adrian, a my zawsze chcemy konkurować z elitą. Postanowiliśmy więc przesunąć zawody na przyszły sezon – dodaje Rybiński.
Zrealizowanie wyzwania nie byłoby możliwe, gdyby nie pomóc innych osób, które w trakcie biegu legniczan wyciągnęli pomocną dłoń w pokonaniu dystansu.
- Kryzys zaczął się pojawiać już po 35 km. W plecakach mieliśmy resztki wody, ale szczęśliwie zbiegliśmy do Wojcieszowa około 42 km była godzina 23:00, a był tam otwarty bar. Szybko dokonaliśmy zakupu wody na następne 23 km, aż do Janowic Wielkich. Tam na płocie znajomy Adriana pozostawił dla nas termos z ciepłą herbatą, 5 litrów wody, kanapki i kilka innych smacznych przekąsek. To był moment, kiedy naładowaliśmy akumulatory na nowo i znowu zaczęliśmy biec szybciej. Od tego punktu zaczęły się prawdziwe górskie klimaty, ale widok Śnieżki zza drzew nie pozwalał nam na myśl o zwolnieniu tempa – dodaje Rybiński.
- Do celu dobiegliśmy około godziny 7:00 rano, zrobiliśmy kilka zdjęć, podziwialiśmy widoki, a potem ruszyliśmy w dół. Na połowie czarnego szlaku spotkaliśmy znajomych z biegowych tras, zrobiliśmy wspólne zdjęcie, a potem pobiegliśmy do stacji wyciągu w Karpaczu, gdzie czekał na nas transport z powrotem do Legnicy. Był czas na przemyślenia i kolejne zwariowane pomysły typu główny szlak sudecki. Ale to na razie tyko myśli. Teraz wracamy do domku na regenerację – zakończył Rybiński.