>
-Kiedy lekarz spojrzał na monitor podczas USG, prawie zemdlał. Na monitorze widać było guz zajmujący trzy czwarte brzuszka Sary. Jest źle. Guz ma 14 cm – tyle zdołał z siebie wydusić. Potem w milczeniu wypisywał skierowanie na hematologię – na badanie, po którym nie było już złudzeń, po którym onkologia stała się właściwie naszym domem – opowiada mama Sary.
Dziewczynka jest po operacji guza. Ma za sobą cały cykl „chemii”, które wyniszczały jej organizm nie zniszczyły jednak do końca nowotworu.
Sara mdlała w moich ramionach. Kolejne chemie paliły żyły, a rak w najbardziej okrutny sposób demonstrował swoją potęgę. Były dni, kiedy już tylko morfina pomagała ukoić jej ból. Cztery miesiące temu Sara powinna była rozpocząć terapię przeciwciałami – ostatni etap leczenia po operacji wycięcia guza. Uderzyłyśmy jednak w gruby mur, na którym napisane było „biurokracja”. W Polsce nie została zakwalifikowana na immunoterpię, bo „wypadła z protokołu”. Jest po dwudziestej chemii w swoim życiu – tej podtrzymującej. Nowotwór może zaatakować w każdej chwili. Teraz przeciwnikiem jest nie tylko rak, ale też czas, jeśli dojdzie do wznowy, Sara umrze.
Wyniki badań wskazują na dodatni onkogen MYCN i istnieje ogromne ryzyko powrotu choroby, zezłośliwienia i zwiększenia agresywności guza. Wtedy wszystko, co przeszła Sara pójdzie na marne, bo wznowa nowotworu oznacza dla niej śmierć.
Zbiórka pieniędzy na leczenie dziewczynki prowadzona jest na portalu siepomaga. Czasu pozostało niewiele a brakuje jeszcze wiele, dlatego liczy się każdy grosz. W imieniu mamy Sary i tej dzielnej dziewczynki, która bohatersko znosi walkę, prosimy wszystkich o włączenie się do akcji i wsparcie finansowe. Pokażmy, że nie jest nam obojętny los sześcioletniej legniczanki. Być może podziękuje nam uśmiechem kiedy spotkamy ją na ulicy.